piątek, 23 sierpnia 2019

Myśli są twoim największym wrogiem

Z zaskoczeniem zwróciłam uwagę jak wypełniamy przestrzeń wokół nas, by było w niej jak najmniej myśli. Stały się czymś od czego uciekamy, czemu poświęcamy jak najmniej czasu w ciągu doby. Jednak nie są czymś, co możemy wyprzeć na stałe.

Możemy skupiać się na muzyce, na bezsensownym filmem włączonym tylko w jednym celu, możemy skupić się nawet na plotkach nieznanych nam osób, które rozmawiają na tyle głośno, że jesteśmy w stanie wychwycić każde wypowiedziane słowo. Zniżamy się do wielu czynności, byleby nie dopuścić naszego wnętrza do głosu.

W końcu, ścieżki naszej duszy są niezbadane, nieskończone i być może nigdy nie trafimy na ich granice.
Jak mawiał Heraklit "Choćbyś wszystkie drogi przeszedł, nie dotrzesz do granic duszy; tak głęboki jest jej logos".


I coś w tym jest. Ciągle uczymy się siebie. Przy każdej nowej sytuacji, w której się znajdujemy, dowiadujemy się o sobie czegoś nowego. Przy każdej kolejnej takiej sytuacji, odrobinę się zmieniamy. Nie jest nam łatwo przewidzieć nasze całkowite zachowanie w konkretnym momencie. Możemy tylko nakreślić ogólny kształt naszej reakcji.


Być może jest to kwestią tego, że uciekamy od własnych myśli, zamykając drogę do naszego własnego poznania. Jakby było w nas coś, czego należy się bać. Coś o czym nie wiemy, że jest, ale istnieją w nas pewne obawy, że właśnie to znajdziemy.

Nie umiemy rozmawiać z samym sobą. Kiedy stanie się tak, że pozostaniemy ze sobą sami, bez żadnych rozpraszających bodźców, nasz umysł jest przeciwko nam. Pojawiają się złe słowa, obelgi, szyderstwo. Wrzucamy sobie w każdej wolnej chwili, w której nasze myśli zrywają się z łańcucha.
Oczywiście, nie jest to zdrowe i tylko podsyca nasze pragnienie ucieczki, skłania do tego, byśmy jeszcze mniej czasu poświęcali myślom.

Jednak prawda jest taka, że w naszej duszy znajdujemy to, czego szukamy. Boimy się, że znajdziemy coś ciemnego, coś złego. Tak bardzo się boimy, że przychodzi to do nas niemalże samo. Przysłania wszystko to, co piękne. Wszystko to, co jest i czeka tylko, aż porozmawiamy ze sobą szczerze.
Bez żadnych wyzwisk, bez wjeżdżania sobie na głowę. Spokojnie wysłuchamy własnych myśli, własnych pragnień.

Moje wnętrze jest nieskładne, jednak zaakceptowałam to. Potrafię się w nim odnaleźć, zaczynam potrafić go słuchać. Poświęcam swoim myślom więcej czasu, nie uciekam od nich usilnie głupawymi serialami, muzyką, której nie lubię, a akurat leci w radiu. Poznaję siebie.

Kiedyś, by zostać szamanem trzeba było spełniać kilka warunków. Jednym z nich było posiadanie pewnego traumatycznego doświadczenia, zostawiającego ranę - fizyczną bądź psychiczną. Sprawiało to, że człowiek na chwilę odsuwał się od swojego społeczeństwa i pozostawał sam. Następnie, ten człowiek musiał przejść pewną próbę. Najczęściej zakopywali go aż po szyję i pozostawiali w lesie na kilka dni. Przez kilka dni był sam na sam z własną duszą. Musiał się w niej zagłębić i ją poznać. Tylko znając ścieżki własnej duszy szaman mógł prowadzić innych i pomagać w ich zagubieniu.
Szamani byli mądrymi ludźmi, wiedzącymi jak działa ludzka dusza, jak wartościowa jest i jak koniecznym jest, by słuchać tego co do nas mówi.

Bo tak naprawdę, nie chcemy sami dla siebie źle. Tylko jesteśmy głusi na nasze własne potrzeby.