piątek, 4 października 2019

Czasem w moich myślach pojawiają się wątpliwości. Niby zdaję sobie sprawę z tego, że kocham mojego partnera. Czasy zauroczenia zdążyły minąć i nie czuję tego słodkiego trzepotania w sercu za każdym razem, kiedy o nim pomyślę. Cieszę się, że jest w moim życiu, chcę wiązać z nim swoją przyszłość.

Jednak, czasami odzywa się ten mój mały demon siedzący na ramieniu, który pyta: "czy aby na pewno go kochasz? czy to właśnie czujesz? miłość?". Poddaje mnie wątpliwościom.

Wtedy najczęściej pojawia się sen. Sen, w którym tracę mojego mężczyznę. Z różnych powodów. Czasami on zrywa ze mną bo kogoś poznał, czasami jak zrywam z nim dla kogoś innego. Po każdym takim śnie budzę się z bólem serca i poczuciem ulgi, że to tylko senna mrzonka, że to nie jest prawda. Chyba to najdobitniej uświadamia mi, że to naprawdę jest miłość.

Tylko wciąż bawi mnie to jak mój własny umysł wystawia mnie na próby.

czwartek, 26 września 2019

Odczuwam ogromną presję. Całe życie siedzi mi na ramionach i obciąża moje barki. Czasami o niej zapominam, przyzwyczajona do jej balastu. Niekiedy przypomina o sobie, a ja nagle tracę wszelką siłę i wręcz walczę o pion.

Całe życie czuję, że muszę być idealna. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma ludzi idealnych. Nikt nie jest i nie robi nic idealnie, zawsze zdarzają się mniejsze lub większe błędy. Jednak we mnie siedzi przymus bycia ponad tym.

Z ogromnym trudem przychodzi mi zabieranie się za nowe czynności, chwalenie się efektami tego czego się nauczę. Nie potrafię znieść krytyki. Boję się, że usłyszę, że jest to kiepskie, że jest koszmarne, złe, że powinnam zabrać się za co innego. Co jest dziwne, bo ze strony mojej mamy czy przyjaciół nigdy nie słyszałam agresywnej krytyki. Wręcz wspierali mnie we wszystkim, co postanowiłam zrobić w swoim życiu.

Zdarzało się jednak, że moja babcia krytykowała  mnie za błahostki. Że źle zmywam podłogę, że ziemniaki, które obieram są zbyt kanciaste. Zabraniała mi wykonywać wielu czynności, bo nie było tak jak ona chce, nie było idealnie. Wiele moich decyzji życiowych traktowała z agresją. Groziła wydziedziczeniem, szantażowała mnie, bym nie zrobiła czegoś, co chciałam. Dlatego nie wyjechałam na studia do innego miasta, chociażby. A kiedy się uparłam i postawiłam na swoim, to gdy mi nie wyszło, zaczęła traktować jako regułę. Bo ja się do niczego nie nadaję. Wmawiała mojej mamie, że do niczego w życiu nie dojdę, bo jestem za słaba na pracę, że nie wytrzymam, że mnie szybko zwolnią. Byłam jej jedyną wnuczką, z którą miała stały kontakt, a mimo to byłam tą najgorszą.
Uzależniona od gier, od internetu, nie mająca przyjaciół bo jest zbyt nieśmiała. Mój brat, który nie zdał dwa razy w gimnazjum był znacznie lepszym człowiekiem niż ja. W jej opinii, bo on przecież miał znajomych, miał uczucia.

Do tej pory czuję się stłamszona. Mimo tego, że wyprowadziłam się z domu, nie widuję zbyt często tej kobiety. Mam pracę i jestem niezależna. Do tej pory czuję się zerem, że nic nie znaczę, bo moja praca nie jest wartościowa.
Nawet mama ostatnio mi wytknęla, że mam gównopracę i sobie nie poradzę. Bo to nie gwarantuje mi żadnego doświadczenia.

Wciąż walczę ze sobą, by udowodnić sobie, że jestem wartościowym człowiekiem posiadającym wiele talentów. Ale w żaden z nich tak naprawdę nie wierzę.

Przez to co powiedziało mi kilka osób, których zdanie niegdyś było dla mnie ważne.

Chcę się rozwijać, ale ciągle gdzieś jest we mnie ten cierń, który przypomina mi jak bliskie mi osoby potrafią we mnie nie wierzyć. Jak z góry zakładają moją porażkę.

I odbija się to na moich przyjaciołach, moim ukochanym, którzy we mnie wierzą. Nawet bardziej niż ja jestem w stanie pomyśleć, że mogą.

wtorek, 24 września 2019

Postanowiłam przestawić się z papierowych książek na te w formie czytnika. Jest to trudne, głównie z racji tego, że musiałam przyznać się przed sobą do swojego uzależnienia od kupowania książek. Mam nauczkę, zostało mi ostatnie 100zł na koncie, a moją półeczkę zdobi najnowsze dzieło Stephena Kinga.

Wywołało to u mnie poczucie winy jednak nie z tego powodu, że teraz będę żywić się wyłącznie zupami i kanapkami z tanią pastą. Poczucie winy bierze się z ostatnich wydarzeń, z płonącego lasu Amazońskiego, z tego ile drzew zostaje wyciętych w pień, by kolejne dzieła znajdywały się na mojej półce. Większości książek nawet nie przeczytałam, ich kartki zaczynają żółknąć. Nie tracą na wartości, przynajmniej tej intelektualnej. Jednak nie zmienia to faktu, że każda z nich została wyprodukowana z drzewa, które poświęciło swoje życie. I przestało pełnić rolę domu dla jakiegoś rozświergotanego ptaszka bądź narwanej wiewiórki.

Przypomniałam sobie ten pożar i poczułam zwyczajnie w świecie wstyd. Leonardo DiCaprio wpłacił 5 milionów dolarów na rzecz lasów deszczowych, a ja podcieram sobie tym tyłek i kupuję książkę. Która będzie stać miesiącami zanim po nią sięgnę, bo przecież przechodzę teraz przez fazę na lekkie i młodzieżowe powieści, które nie wymagają ode mnie intelektualnego wysiłku.

Stąd moje, zdaje mi się, dojrzałe podejście, by całkowicie wyeliminować z moich paragonów książki papierowe. Mój nałóg nie zniknie, ale chociaż pozbędę się wyrzutów sumienia, że odebrałam dom kolejnemu niewinnemu stworzeniu.

No i mój instagram książkowy, który założę zapewne za kilka miesięcy, będzie prezentował się całkiem interesująco. W końcu ilu znacie bookstagramerów, którzy prezentują na każdym zdjęciu swój czytnik?

No właśnie.

piątek, 6 września 2019

Dawno temu w Hollywood

Tytułem posta świadomie nawiązuje niejako do najnowszej produkcji Tarantino "Pewnego razu w Hollywood". Niedawno wybrałam się na seans, prawdopodobnie jeden z ostatnich. Każdy kto chciał wypowiedzieć się na jego temat, zdążył już to zrobić. Dlatego nie chcę tworzyć kolejnej recenzji, wypowiadać się o tym co było dobre w tym filmie, co było złe. Moją uwagę zwróciła zupełnie inna rzecz. 

Dlaczego tak wiele młodych kobiet nie uznaje fenomenu piękna Brada Pitta? Nie można zaprzeczyć, że jest przystojnym mężczyzną i starzeje się całkiem przyzwoicie. Ma 55lat i wciąż widać w jego oczach ten młodzieńczy blask, który mógłby zwrócić uwagę niejednej przedstawicielki płci pięknej. Skąd jednak bierze się ten "bojkot"? 

Dorastaliśmy w czasach, kiedy to uroda była najważniejszym atrybutem człowieka. W telewizji byli sami piękni ludzie, w produkcjach filmowych talent aktorski nie był aż tak istotny w przypadku człowieka uznawanego przez media za atrakcyjnego. Jako dziecko, nie miałam pojęcia czym charakteryzuje się piękny człowiek, bo uroda nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Wpajane mi jednak standardy za młodu, miały swoje przełożenie na moje późniejsze postrzeganie ludzi.
Brad Pitt był jedną z osób, których twarz robiła furorę. Jego wygląd był niezwykle często przywoływany przez wszelkiego rodzaju media, był stawiany jako wzór idealnego mężczyzny. Jeśli sięgnąć pamięcią do tamtych czasów, nie było mowy o jego charakterze, działaniach, talencie. Była mowa wyłącznie o jego wyglądzie.

Czasy jednak się zmieniają, a wraz z nimi pojęcie tego czym charakteryzuje się atrakcyjna osoba. Już nie wygląd był najistotniejszy. Nastąpił zwrot z zewnętrza do wnętrza człowieka. Na piedestał wyszły osobowość, pasje, chęć osobistego rozwoju. To właśnie te sprawy przysłaniały urodowe niedoskonałości każdego z nas, dzięki nim każdy z nas jest piękny. Co również próbują podchwycić media, jednak przed nimi daleka droga. Filmy wciąż charakteryzuje obecność atrakcyjnych ludzi, bo my, widzowie, preferujemy obserwację tego co uważamy za piękne. Choć w dobie obecnych ruchów promujących niedoskonałości, nasze preferencje również się zmieniają. Zaczynamy coraz chętniej przyjmować w filmach ludzi podobnych do nas. Zwyczajnych, mających wady, mających drobne luki w urodzie.

Dlatego Brad Pitt schodzi na dalszy plan. Czasy, kiedy piękna twarz wystarczyła by zdobyć popularność już minęły. Aktor jednak wciąż się ich trzyma, bo problem jest zbyt niewielki, by był dostrzegalny. A jeśli już został dostrzeżony, to tylko pyłek, którym nie ma sensu zawracać sobie głowy. 

Widać to było również w filmie Tarantino. Zagrał dobrze, jednak to jego uroda grała pierwsze skrzypce. Starał się przyjmować takie miny, które oddawały nastrój postaci, jednak nic nie ujmowały jego atrakcyjności. Zwróciłam na to uwagę zestawiając go z Leonardo DiCaprio, który również grał twarzą, jednak nie bał się przy tym przybierać takich min, które potrafiły rozbawić publiczność. 

Pomyślałam wtedy, że Leonardo jest znacznie atrakcyjniejszym mężczyzną niż Brad Pitt, choć jego dojrzała uroda nie jest tak zachwycająca, tak staro kanoniczna jak w przypadku byłego męża aktorki uznawanej za najpiękniejszą. Jednak Leonardo ma w swoim arsenale ogromne pokłady pasji, którą widać w każdej z jego ról. Posiada ogromne oddanie dla świata, stara się go naprawić i wykorzystuje do tego swoją sławę i pieniądze. Pewnie każdy pamięta jego przemowę na gali rozdania Oscarów, gdzie nie dziękował za docenienie go przez Akademię, tylko zwrócił uwagę, że my jako ludzkość zaszliśmy za daleko i musimy przemyśleć nasze dalsze działania. Niedawno wpłacił ogromną sumę na ratunek lasu Amazońskiego, który przez wiele tygodni płonął. Na postać DiCaprio składają się drobne szczegóły, które tylko podkreślają jego atrakcyjność. I to właśnie on, nie dawny ideał piękna Brada Pitta, wpisuje się cudownie we współczesny kanon atrakcyjnego mężczyzny.

piątek, 23 sierpnia 2019

Myśli są twoim największym wrogiem

Z zaskoczeniem zwróciłam uwagę jak wypełniamy przestrzeń wokół nas, by było w niej jak najmniej myśli. Stały się czymś od czego uciekamy, czemu poświęcamy jak najmniej czasu w ciągu doby. Jednak nie są czymś, co możemy wyprzeć na stałe.

Możemy skupiać się na muzyce, na bezsensownym filmem włączonym tylko w jednym celu, możemy skupić się nawet na plotkach nieznanych nam osób, które rozmawiają na tyle głośno, że jesteśmy w stanie wychwycić każde wypowiedziane słowo. Zniżamy się do wielu czynności, byleby nie dopuścić naszego wnętrza do głosu.

W końcu, ścieżki naszej duszy są niezbadane, nieskończone i być może nigdy nie trafimy na ich granice.
Jak mawiał Heraklit "Choćbyś wszystkie drogi przeszedł, nie dotrzesz do granic duszy; tak głęboki jest jej logos".


I coś w tym jest. Ciągle uczymy się siebie. Przy każdej nowej sytuacji, w której się znajdujemy, dowiadujemy się o sobie czegoś nowego. Przy każdej kolejnej takiej sytuacji, odrobinę się zmieniamy. Nie jest nam łatwo przewidzieć nasze całkowite zachowanie w konkretnym momencie. Możemy tylko nakreślić ogólny kształt naszej reakcji.


Być może jest to kwestią tego, że uciekamy od własnych myśli, zamykając drogę do naszego własnego poznania. Jakby było w nas coś, czego należy się bać. Coś o czym nie wiemy, że jest, ale istnieją w nas pewne obawy, że właśnie to znajdziemy.

Nie umiemy rozmawiać z samym sobą. Kiedy stanie się tak, że pozostaniemy ze sobą sami, bez żadnych rozpraszających bodźców, nasz umysł jest przeciwko nam. Pojawiają się złe słowa, obelgi, szyderstwo. Wrzucamy sobie w każdej wolnej chwili, w której nasze myśli zrywają się z łańcucha.
Oczywiście, nie jest to zdrowe i tylko podsyca nasze pragnienie ucieczki, skłania do tego, byśmy jeszcze mniej czasu poświęcali myślom.

Jednak prawda jest taka, że w naszej duszy znajdujemy to, czego szukamy. Boimy się, że znajdziemy coś ciemnego, coś złego. Tak bardzo się boimy, że przychodzi to do nas niemalże samo. Przysłania wszystko to, co piękne. Wszystko to, co jest i czeka tylko, aż porozmawiamy ze sobą szczerze.
Bez żadnych wyzwisk, bez wjeżdżania sobie na głowę. Spokojnie wysłuchamy własnych myśli, własnych pragnień.

Moje wnętrze jest nieskładne, jednak zaakceptowałam to. Potrafię się w nim odnaleźć, zaczynam potrafić go słuchać. Poświęcam swoim myślom więcej czasu, nie uciekam od nich usilnie głupawymi serialami, muzyką, której nie lubię, a akurat leci w radiu. Poznaję siebie.

Kiedyś, by zostać szamanem trzeba było spełniać kilka warunków. Jednym z nich było posiadanie pewnego traumatycznego doświadczenia, zostawiającego ranę - fizyczną bądź psychiczną. Sprawiało to, że człowiek na chwilę odsuwał się od swojego społeczeństwa i pozostawał sam. Następnie, ten człowiek musiał przejść pewną próbę. Najczęściej zakopywali go aż po szyję i pozostawiali w lesie na kilka dni. Przez kilka dni był sam na sam z własną duszą. Musiał się w niej zagłębić i ją poznać. Tylko znając ścieżki własnej duszy szaman mógł prowadzić innych i pomagać w ich zagubieniu.
Szamani byli mądrymi ludźmi, wiedzącymi jak działa ludzka dusza, jak wartościowa jest i jak koniecznym jest, by słuchać tego co do nas mówi.

Bo tak naprawdę, nie chcemy sami dla siebie źle. Tylko jesteśmy głusi na nasze własne potrzeby.